Sunday, February 8, 2009

Stary

Wiem, że to niemożliwe ale zapach niemytych ciał awatarów, przepoconych skórzanych kurtek i zastałego dymu papierosowego unosił się w powietrzu. Po brudnej, ozdobionej tulipanami rozbitych butelek podłodze przemykały czasem szczury. Chyba tylko one wydawały się być zainteresowane kryjącymi się dalej pokojami na godziny.
Światła migoczących stroboskopów wydobywały z ciemności ciała półnagich tancerzy. Tańczyli w zapamiętaniu, w ciszy przerywanej tylko głosem DJa zapowiadającego utwory nieznanych artystów. Nie przychodzili tutaj by kogoś poznać, nie przychodzili dla głuchego pomruku muzyki puszczanej na streamie. Przychodzili dla samych siebie.
Przy stoliku w kącie siedział Stary. Stary pił od kiedy go znałem i teraz też był pijany.

Siadaj małolat, siadaj, nie wierć się jak wrzód na dupie. Napij się, pogadaj jak człowiek. Co? Nie powinienem tyle pić? Jak będziesz taki stary jak ja też będziesz pił. Wiesz, że byłem w Second Life jak Lindeni stawiali pierwszy pierwszy SIM? Gówno wiesz, tyle ci powiem. Kiedyś jak było 30 awatarów online to robiło się imprezę, bo było wydarzenie. Jakbym wtedy zobaczył taki klub to bym chyba bujnął w kosmos, a teraz wszystko jak Disneyland wygląda.
Nie pijesz, bo masz jutro robotę? Widziałem ten twój nowy SIM, nieźle ci idzie, masz do tego dryg, szczerze ci mówię. Baw się, buduj, rób kasę, dmuchaj panienki zanim ci nie przejdzie. Wszystkim przechodzi, z tych co wtedy ze mną byli może z pięciu coś jeszcze robi, reszta już całkiem odleciała.
Wiesz małolat, co ci powiem? To, że w SL wszyscy są piękni i młodzi to pierdolenie Lindenów, oni to wymyślili a my daliśmy się złapać. Tutaj starzejesz się szybciej niż w RL, nawet nie zauważysz jak będziesz stary. Zaczyna się od tego, że nie chce ci się gadać, zamykasz okna IMów, udajesz crash jak masz napisać więcej niż kilka zdań. Potem przychodzi seks. Odechciewa się, mdli cię z nudów gdy skaczesz po kulkach i musisz pisać teksty na czacie. Chodzisz na dziwki, cuda wianki wymyślasz i myślisz, że ci przejdzie ale nie przechodzi.
Mówiłem ci, że kulczyłem nawet kozę? Zaprowadzili mnie kiedyś na taki Sim, tam wszystko było, wjazd kosztował tyle kasy, że na kampie przez sto lat nie zarobisz. Jakby pobożni rlowcy się do tego dorwali to w dwie godziny by nam zamkneli grid, takie tam bajki były. Ostra była ta koza, chłopaki z Electric Sheep ją po godzinach zmajstrowali, podobno niektórzy się z nią chcieli żenić. Całkiem już ludziom odbija. Siedziałem na tej kozie, i w połowie wszystkiego tak mnie skręciło, że prawie się porzygałem. Nie, nie od tego, że to koza, ja bym gówno zjadł, żeby tylko coś poczuć, z nudów mi podeszło. Bez sensu mi się to wydało, takie nijakie, że zwiałem jak dzieciak.
Polej jeszcze, coś ci powiem na koniec. Wiesz, czego zazdroszczę rlowcom? Śmierci. Mają ten swój pieprzony koniec, siada im coś w motorku i świety spokój na wieki i światłość wiekuista. A my co? Nie ma ręki boskiej, nic nas nie odłączy.. Czasem się modlę, żeby Lindeni mi konto zablokowali. Ale nie zamkną, znam ich, mają ze mnie kasę, będa trzymać, a ja sam nie dam rady.
Dobra, starczy na dzisiaj bo zamykają już. Spadamy małolat, trzymaj się.

Tuesday, February 3, 2009

Niewierna

Zacząłem budowę i rezowałem kolejne primy. Zleceniodawca, godząc się ze swoją nieznajomością estetyki wirtualnego świata, dał mi zupełnie wolną rękę, więc pracowałem chętnie i z przyjemnością. Łączyłem obiekty siatką niewidocznych połączeń, zabarwiałem teksturami obserwując jak tworzą szkielet przyszłego miasta, gdy pojawił się Marcello.
- Czy mogę chwilę posiedzieć? - zapytał.
Nie lubię mieć nikogo obok w czasie tworzenia, jednak z Marcello znamy się tak długo, że głupio byłoby odmówić.
- Siadaj - powiedziałem - Eliza już jest?
- Elizy nie będzie - odpowiedział cicho.
Jego odpowiedź sprawiła, że przerwałem zginanie prima i podleciałem do drzewa pod którym siedział.
- O co chodzi? - krzyknąłem.
- Słyszałeś przecież. Nie będzie już Elizy. Nigdy.
Zakręciło mi się w głowie, Wydawało mi się, że nic w Second Life nie jest mnie w stanie już zdziwić, ale ta wiadomość była jak uderzenie młotem.
Marcello i Eliza byli parą idealną i wszyscy stawiali ich za wzór młodym małżonkom. Poznali się podobno jeszcze na Orientation Island i od tego momentu zawsze byli razem. Nie rozstawali się nawet na chwilę - razem się bawili, chodzili na zakupy i wrzucali lindeny do splodera. Wielu miało do nich pretensje tę radość z bycia ze sobą. Ich szczęście aż kłuło w oczy.
Kochali seks, byli nim opętani. Polowali na najnowsze łóżka, zamawiali specjalne animacje i wydawali na nie bajońskie sumy. Nie chcieli się spotykać realnie, nie mieli zresztą na to szans, bo dzieliły ich tysiące kilometrów.
Marcello miał żonę, przed która nie przyznawał się do uczucia w wirtualnym świecie, ale zdradzał ją stale, mówiąc o wszystkim Elizie. Eliza byłą równie piękna, a może nawet piękniejsza niż jej awatar. W RL nie miała stałego partnera, zmieniała kochanków i bawiła się z nimi swym ciałem bezgrzesznie jak dziecko. Opowiadała o wszystkim Marcello, pokazywała mu zdjęcia, czasami nawet filmy, w których jej nagie ciało łączyło się z ciałami innych mężczyzn.
Nie mieli przed sobą tajemnic razem ciesząc się swoim szczęściem i rozpustą. Wydawali się być odwieczni i niezniszczalni.
- O co chodzi? – powtórzyłem bezmyślnie.
- Zdradziła mnie. Zdradziła mnie w SL.
Usiadłem obok niego i spuściłem głowę