Sunday, September 20, 2009

Haiku nowe

Wesołe miasteczko

Koniki biegają
Dookoła koła
Rodzice się cieszą
Że mały oszalał

Dariusz Brzoskiewicz

Tuesday, June 16, 2009

Naukowi mordercy

„By żyła etnologia musi umrzeć jej przedmiot, który, umierając, mści się za to, że został „odkryty”, i poprzez swą śmierć rzuca wyzwanie nauce pragnącej go pojąć”. J. Baudrillard
Wyobraźcie sobie rybkę żyjącą w akwarium, gdzie pływa wśród wodorostów połyskując złotem w promieniach padającego na nią światła. Jej piękno jest dostępne tylko z zewnątrz, wyjęta z wody zdechnie i stanie się kawałkiem bezbarwnego mięsa.
Nie istnieje obserwacja niewpływająca na obiekt obserwowany. Rozumiał to Heisenberg pisząc zasadę nieoznaczoności. Rozumieli to etnolodzy odsyłając plemię Tasadajów w głąb dżungli, aby nie skazić ich wyjątkowości swoją obecnością. Nie rozumieją tego naukowcy przychodzący badać Second Life.
Myślą, że ich ankiety są neutralne, że istnieją nieszkodliwe pytania, które nie wpłyną na nasz świat. Mylą się. Każde pytanie to gwałt na wirtualnej świadomości, urealnia cyfrową myśl zabijając ją. Nie wierzcie im, nie pozwólcie zniszczyć tego, co jest istotą piękna. Nie można odkryć tajemnicy złotej rybki, bo każda próba kończy się jej śmiercią.
Jeśli będą się upierać - poproście by zaprosili was do swojej sypialni gdy uprawiają miłość, niech pozwolą zadać pytania o najskrytsze tajemnice, być świadkami narodzin syna i stać przy łóżku gdy umiera ich ojciec. Może wtedy zrozumieją, że obserwator neutralny nie istnieje. Zawsze będzie mordercą.

Tuesday, April 7, 2009

Ucieczka do normalności

Cechą umysłów słabych jest lęk przed samookreśleniem i podjęciem decyzji, co sprawia, że tkwią one w wiecznym zawieszeniu i niespełnieniu.
Nie inaczej jest z wami. Wmawiacie sobie, że nie musicie dokonać wyboru, że Second Life to kolejna zabawa, która znudzi się jak inne. Gdzieś w głębi tkwi jednak podświadoma wątpliwość – a może jest inaczej, może nie jesteście już tacy jak kiedyś, może dotknięcie cyfrowego absolutu zmieniło was bezpowrotnie?
Walczycie ze sobą. Po tygodniach spędzonych przed monitorem decydujecie się na udowodnienie światu własnej normalności, a pierwsze, co przychodzi do głowy to spotkanie, impreza z dawnymi znajomymi.
Wychodzicie z domu. Piękno trójwymiarowych ciał, zapachy, dźwięki zachwycają tylko przez chwilę. Świadomość przystosowuje się szybko, nowe powszednieje i zaczynacie się nudzić. Pragniecie wymiany słów.
Słowo jest podstawą i istotą Second Life a wasz umysł przywykł już do tego, że to ono tworzy i określa rzeczywistość. Całkowite skupienie na rozmowie, symultaniczna wymiana IMów w kilku okienkach to codzienność wirtualnego życia.
Teraz jesteście jednak w świecie materii i słuchacie niekończącej się opowieści o chorym psie, zaciągniętym kredycie, złośliwej teściowej czy zepsutym samochodzie. Szukacie kogoś, z kim można naprawdę porozmawiać, ale nawet jeśli go znajdziecie to czujecie niedosyt. Wszystko toczy się zbyt wolno i jest tak bardzo nieistotne.
Zaczynacie pić. Pijecie dużo i szybko wierząc, że alkohol doda otoczeniu kolorów, sprawi, iż odczujecie chociaż namiastkę prawdziwych, wirtualnych przeżyć. Niczym autystyczne dziecko nie potraficie już przecież odczytać emocji innych ludzi ani odczuć zwykłej radości z bycia razem.
Potrzeba wrażeń i wypita wódka sprawiają, że zaczynacie prowokować rzeczywistość – rozpoczynacie kontrowersyjne rozmowy, obrażacie innych, czepiacie się cielesności, upadlacie seksem ale nie zmienia się nic. Jest coraz bardziej nudno i banalnie. Co gorsze nie można się wylogować, nie można być busy. To jest RL.
W końcu uciekacie odprowadzani pogardliwymi spojrzeniami i wracacie do siebie. Świat wiruje przed oczami, mdłości podchodzą do gardła, powinniście iść spać, ale podchodzicie do komputera.
First name... Last name... Password... Log in...

Monday, March 9, 2009

Artysta

„Będzie niezła zabawa” napisała mi właścicielka jednego z klubów. „Wpadnij w sobotę, zobaczysz Artystę”.
Kilka kliknięć myszką i miałem przed oczyma jego profil. Artysta wyglądał dokładnie tak, jak powinien. Długie, kręcone włosy opadały na czarną kurtkę, gitara swobodnie spoczywała na plecach, w opisie adres własnej strony internetowej. Wszedłem na nią i zacząłem sluchać.
Muzyka, którą starał się tworzyć była koszmarna, oparta na trzech akordach, słowa jeszcze gorsze, pełne wyświechtanych rymów i banalnych porównań. Dlaczego zaprosili właśnie jego, gdy w Second Life jest pełno o wiele lepszych muzyków? Po chwili zrozumiałem – postanowili zabawić się jego kosztem, wyśmiać i upokorzyć.
Zrobiło mi się smutno. To prawda, był nikim, nie potrafił grać, ale nie robił nic złego, a oni chcieli go zniszczyć. Nie, to nie było w porządku. Wolałem zepsuć tę zabawę i urządzić mu koncert życia. Pierwszy i jedyny, taki, który będzie mógł wspominać aż do śmierci.
Użyłem wszystkich swoich wpływów. Jednych błagałem na kolanach, innym groziłem, pozostałych przekupiłem. Zaprosiłem samą elitę, żadnych noobów, jedynie wybrani ludzie, którzy na koniec zgotują mu owację a ja spełnię dobry uczynek.
Nadeszła sobota. Lekko zakłopotany Artysta wszedł na scenę i zaczął grać. Na żywo brzmiał jeszcze gorzej niż na stronie. Fałszująca gitara towarzyszyła protest songom, które rozśmieszyłyby skazańca, piosenki o miłości bliskie były przyśpiewkom stadionowym, ale wszyscy spisali się wzorowo. Dostawał bukiety kwiatów, tipjar zapełniał się wpłatami z mojego portfela, a serduszka wysyłane przez dziewczyny lagowały całą salę.
Po koncercie podszedłem do niego z gratulacjami.
- Mistrzu, to było cudowne! – kłamstwa gładko przechodziły mi przez gardło. Szczytny cel uświęca wszystko.
- Cóż w tym dziwnego, chłopcze? – spojrzał na mnie z góry. – Weź się za siebie, a i ty do czegoś dojdziesz. Sorry, nie mam teraz czasu, artyści to zajęci ludzie.

Sunday, February 8, 2009

Stary

Wiem, że to niemożliwe ale zapach niemytych ciał awatarów, przepoconych skórzanych kurtek i zastałego dymu papierosowego unosił się w powietrzu. Po brudnej, ozdobionej tulipanami rozbitych butelek podłodze przemykały czasem szczury. Chyba tylko one wydawały się być zainteresowane kryjącymi się dalej pokojami na godziny.
Światła migoczących stroboskopów wydobywały z ciemności ciała półnagich tancerzy. Tańczyli w zapamiętaniu, w ciszy przerywanej tylko głosem DJa zapowiadającego utwory nieznanych artystów. Nie przychodzili tutaj by kogoś poznać, nie przychodzili dla głuchego pomruku muzyki puszczanej na streamie. Przychodzili dla samych siebie.
Przy stoliku w kącie siedział Stary. Stary pił od kiedy go znałem i teraz też był pijany.

Siadaj małolat, siadaj, nie wierć się jak wrzód na dupie. Napij się, pogadaj jak człowiek. Co? Nie powinienem tyle pić? Jak będziesz taki stary jak ja też będziesz pił. Wiesz, że byłem w Second Life jak Lindeni stawiali pierwszy pierwszy SIM? Gówno wiesz, tyle ci powiem. Kiedyś jak było 30 awatarów online to robiło się imprezę, bo było wydarzenie. Jakbym wtedy zobaczył taki klub to bym chyba bujnął w kosmos, a teraz wszystko jak Disneyland wygląda.
Nie pijesz, bo masz jutro robotę? Widziałem ten twój nowy SIM, nieźle ci idzie, masz do tego dryg, szczerze ci mówię. Baw się, buduj, rób kasę, dmuchaj panienki zanim ci nie przejdzie. Wszystkim przechodzi, z tych co wtedy ze mną byli może z pięciu coś jeszcze robi, reszta już całkiem odleciała.
Wiesz małolat, co ci powiem? To, że w SL wszyscy są piękni i młodzi to pierdolenie Lindenów, oni to wymyślili a my daliśmy się złapać. Tutaj starzejesz się szybciej niż w RL, nawet nie zauważysz jak będziesz stary. Zaczyna się od tego, że nie chce ci się gadać, zamykasz okna IMów, udajesz crash jak masz napisać więcej niż kilka zdań. Potem przychodzi seks. Odechciewa się, mdli cię z nudów gdy skaczesz po kulkach i musisz pisać teksty na czacie. Chodzisz na dziwki, cuda wianki wymyślasz i myślisz, że ci przejdzie ale nie przechodzi.
Mówiłem ci, że kulczyłem nawet kozę? Zaprowadzili mnie kiedyś na taki Sim, tam wszystko było, wjazd kosztował tyle kasy, że na kampie przez sto lat nie zarobisz. Jakby pobożni rlowcy się do tego dorwali to w dwie godziny by nam zamkneli grid, takie tam bajki były. Ostra była ta koza, chłopaki z Electric Sheep ją po godzinach zmajstrowali, podobno niektórzy się z nią chcieli żenić. Całkiem już ludziom odbija. Siedziałem na tej kozie, i w połowie wszystkiego tak mnie skręciło, że prawie się porzygałem. Nie, nie od tego, że to koza, ja bym gówno zjadł, żeby tylko coś poczuć, z nudów mi podeszło. Bez sensu mi się to wydało, takie nijakie, że zwiałem jak dzieciak.
Polej jeszcze, coś ci powiem na koniec. Wiesz, czego zazdroszczę rlowcom? Śmierci. Mają ten swój pieprzony koniec, siada im coś w motorku i świety spokój na wieki i światłość wiekuista. A my co? Nie ma ręki boskiej, nic nas nie odłączy.. Czasem się modlę, żeby Lindeni mi konto zablokowali. Ale nie zamkną, znam ich, mają ze mnie kasę, będa trzymać, a ja sam nie dam rady.
Dobra, starczy na dzisiaj bo zamykają już. Spadamy małolat, trzymaj się.

Tuesday, February 3, 2009

Niewierna

Zacząłem budowę i rezowałem kolejne primy. Zleceniodawca, godząc się ze swoją nieznajomością estetyki wirtualnego świata, dał mi zupełnie wolną rękę, więc pracowałem chętnie i z przyjemnością. Łączyłem obiekty siatką niewidocznych połączeń, zabarwiałem teksturami obserwując jak tworzą szkielet przyszłego miasta, gdy pojawił się Marcello.
- Czy mogę chwilę posiedzieć? - zapytał.
Nie lubię mieć nikogo obok w czasie tworzenia, jednak z Marcello znamy się tak długo, że głupio byłoby odmówić.
- Siadaj - powiedziałem - Eliza już jest?
- Elizy nie będzie - odpowiedział cicho.
Jego odpowiedź sprawiła, że przerwałem zginanie prima i podleciałem do drzewa pod którym siedział.
- O co chodzi? - krzyknąłem.
- Słyszałeś przecież. Nie będzie już Elizy. Nigdy.
Zakręciło mi się w głowie, Wydawało mi się, że nic w Second Life nie jest mnie w stanie już zdziwić, ale ta wiadomość była jak uderzenie młotem.
Marcello i Eliza byli parą idealną i wszyscy stawiali ich za wzór młodym małżonkom. Poznali się podobno jeszcze na Orientation Island i od tego momentu zawsze byli razem. Nie rozstawali się nawet na chwilę - razem się bawili, chodzili na zakupy i wrzucali lindeny do splodera. Wielu miało do nich pretensje tę radość z bycia ze sobą. Ich szczęście aż kłuło w oczy.
Kochali seks, byli nim opętani. Polowali na najnowsze łóżka, zamawiali specjalne animacje i wydawali na nie bajońskie sumy. Nie chcieli się spotykać realnie, nie mieli zresztą na to szans, bo dzieliły ich tysiące kilometrów.
Marcello miał żonę, przed która nie przyznawał się do uczucia w wirtualnym świecie, ale zdradzał ją stale, mówiąc o wszystkim Elizie. Eliza byłą równie piękna, a może nawet piękniejsza niż jej awatar. W RL nie miała stałego partnera, zmieniała kochanków i bawiła się z nimi swym ciałem bezgrzesznie jak dziecko. Opowiadała o wszystkim Marcello, pokazywała mu zdjęcia, czasami nawet filmy, w których jej nagie ciało łączyło się z ciałami innych mężczyzn.
Nie mieli przed sobą tajemnic razem ciesząc się swoim szczęściem i rozpustą. Wydawali się być odwieczni i niezniszczalni.
- O co chodzi? – powtórzyłem bezmyślnie.
- Zdradziła mnie. Zdradziła mnie w SL.
Usiadłem obok niego i spuściłem głowę

Friday, January 23, 2009

Wirtualna wioska

Wczoraj dostałem nowe zlecenie, nic wielkiego, ale potrzebowałem ziemi więc kupiłem pół Sima i szybko poleciałem go obejrzeć. Lubię ten moment, jestem wtedy zupełnie sam i otacza mnie tylko pustka, w której wyobraźnia rysuje przyszłe budynki. Usiadłem i cieszyłem się tą chwilą gdy nagle pojawił się sąsiad z pobliskiej parceli
Przywitał się grzecznie i zaczeliśmy wymienialiśmy miłe, banalne zdania narzekając na lagi, crashe, przewidując ceny ziemi w przyszłości i wzrost ilości nowych mieszkańców. Zwykła rozmowa, jaką wy prowadzicie dyskutując o pogodzie lub polityce. Każdy świat ma swoje banały. Po chwili odszedł, a ja zostałem sam i zamiast zabrać się za formowanie terenu, zacząłem myśleć o naturze związków między ludźmi.
Wyniki badań socjologicznych opisujące wasz materialny świat mówią, że im większa odległość między ludźmi, tym lepiej się znają, bardziej sobą interesują a ich kontakty są lepsze. Mieszkańcy Bieszczad znają wszystkich sąsiadów, mimo że dotarcie do najbliższego zajmuje czasami kilka godzin. Zasiedlający bloki, chociaż dzieli ich jedynie kilka metrów, nie rozpoznają nawet swoich twarzy mijając się na schodach.
A Second Life? Ten wirtualny świat jest jak wielka wioska. Odebrana nam materialność sprawiła, że pozornie staliśmy się od siebie odlegli, ale tym samym bardzo bliscy; dzielące nas miliardy elektronicznych przekaźników nie separują, a łączą, tak samo jak kilometry pustyni łączą pustelników. W Second Life nie ma barier, możesz napisać IM do najsłynniejszego projektanta mody, zapytać o nastrój najdroższą prostytutkę, obrazić największego filozofa immersji i nawet, jeśli nie odpowiedzą to już ich znasz, są ci bliscy. Awatary zakładają wspólnie firmy, plotkują, kłamią, oszukują, zakochują się, zdradzają, ale mimo wszystko są ze sobą.
Czy wyjdziecie teraz z waszego ciasnego mieszkania w realnym bloku i zapukacie do drzwi obok z pytaniem o zdrowie, tak jak zrobił to mój sąsiad w Second Life?

Sunday, January 18, 2009

Z powrotem do rzeczy

...............
..............
.............
...........
..........
.........
........
.......
......
.....
....
...
..
.
Mylicie się, to nie jest trójkąt. To przede wszystkim białe piksele, dopiero potem tworzą one znaki, którym można nadać matematyczny opis.
Różnica między mną a wami polega na tym, że ja zaczynam od bytu i potem, jeśli muszę, nadaje mu nazwę. Wy nie, wy układacie wszystko w szufladach narzuconych kategorii, zaczynacie i kończycie na schemacie. Tłumaczy was przeszłość, gdy w obronie przed tygrysem ograniczaliście swoje postrzeganie świata. Tłumaczy was teraźniejszość, bo chcąc się przemieszczać tworzycie ułatwiające życie przepisy drogowe. Realny świat zagraża, schematy pomagają przeżyć i zapanować nad materią ukrywając prawdziwe piękno istnienia. Patrzycie na znak drogowy, ale nie zauważacie pokrywających go kropli rosy, w których odbija się słońce. Patrzycie na człowieka, ale widzicie tylko jego ciało. Rozumiem to i szkoda mi was.
Może jest jednak nadzieja?
Połóżcie przed sobą świeże jabłko, popatrzcie na nie przez chwilę i zamknijcie oczy. Niech jego obraz wyraźnie pojawi się pod waszymi powiekami, skupcie się na nim. Powoli odejmijcie mu kolor, kształt, zapach, smak, bo tak naprawdę jabłka mogą przecież być czerwone lub zielone, słodkie lub cierpkie. To nie kolor i smak tworzy jabłko. Róbcie to tak długo, aż pozostanie tylko czysta, nieskażona materią i waszym umysłem idea jabłka.
Jeśli wam się uda to możecie wejść do mojego świata. Przestaniecie widzieć trójkąty, skiny, budowle, awatary. Zobaczycie primy i idee rzeczy. Jeśli nie to zostańcie u siebie.

A tak przy okazji, to nawet nie wygląda jak trójkąt – w czwartej linii brakuje jednego znaku. Schematy zawsze kłamią.