Tuesday, December 30, 2008

Opowieść Wigilijna

Lubię Święta. Nie te pełne zatłoczonych supermarketów, podrabianych Mikołajów i wszechobecnych reklam, ale te prawdziwe, w wirtualnym świecie. Gdy nadchodzi czas Wigilii i uciekacie do swojego RL, ja zostaję w Second Life, ubieram primową choinkę, przeglądam inventory, wyciągając stare prezenty, nieudolnie narysowane kartki świąteczne, ogłoszenia z nieistniejących już grup.
Takie, jak ta notka od Kirsten, która w tym roku przypadkiem wpadła mi w ręce. Kilka spisanych kiedyś przez nią słów sprawiło, że przeszłość ożyła. Usiadłem przy choince z butelką wina między kolanami i gapiąc się na rząd literek, zacząłem wspominać. Nie róbcie tego nigdy – jeśli zaczniecie, zaczniecie też tęsknić.
Kirsten była najbardziej szaloną i najpiękniejszą kobietą, jaką znałem. Pamiętam, że gdy wchodziła do klubu głowy awatarów obracały się, śledząc ją wzrokiem, a zazdrosne partnerki bezskutecznie starały się odwrócić ich uwagę. Pragnęli jej, rozbierali wzrokiem, ale ona nie przejmowała się nikim i niczym, zawsze robiąc to, na co akurat miała ochotę. Ilością wysłanych na nią skarg można obdzielić połowę Second Life, a jej konto powinno być wielokrotnie zamknięte. Tyle tylko, że nawet Lindeni ją uwielbiali. Wszystko uchodziło jej płazem, bo kochali ją wszyscy. Najbardziej ja.
Nasze rozstanie było równie gwałtowne, jak cały romans. Dziś już nawet nie pamiętam, o co poszło, zapewne o nic ważnego. Ale z Kirsten to właśnie rzeczy banalne nabierały znaczenia, a te istotne jakoś traciły sens. Usunęliśmy się z listy przyjaciół, daliśmy sobie MUTE, ban na parcelach, jej znajomi stali się moimi wrogami. Jak dzieci zerwaliśmy wszelkie kontakty, unikając się nawzajem. Wiem, że mnie kochała, ja ją też, ale byliśmy młodzi i bardzo dumni.
Ta odnaleziona przypadkiem notka sprawiła, że nagle zapragnąłem ją zobaczyć tak bardzo, jak nigdy dotychczas. Nie mogłem się powstrzymać. Szybko, by nie stracić odwagi, napisałem IM. Odpowiedziała. Była online mimo Wigilii. Zaprosiła mnie do siebie.
Gdy się pojawiłem, siedziała w swoim pokoju i owinięta w koc patrzyła na mrugające w kominku płomienie. Jej dom się zmienił. Kiedyś zawsze pełen ludzi, porozrzucanych niedbale primów, pudełek po zakupach, teraz prawie pusty, nie było nawet choinki. Kirsten też się zmieniła, przygasła, nie była tą, która kiedyś znałem. Milczała.
Niełatwo było przerwać dwuletnią ciszę. Miałem jakieś niewiele warte drzewko, bez słowa postawiłem je w kącie pokoju, powiesiłem kilka lampek, bombki i zrobiło się choć trochę wigilijnie. Przyglądała się mi badawczo, czekając cierpliwie, aż skończe.
- Nie stój tak, usiądź wreszcie - powiedziała w końcu, wskazując mi miejsce obok siebie.
Usiadłem i zaczęliśmy rozmawiać. Omijaliśmy temat rozstania, mówiliśmy tylko o najlepszych chwilach, o tym, jak bardzo się kochaliśmy i jak wiele straciliśmy nie będąc razem. Powoli w jej oczach zaczął pojawiać się dawny blask. Ale im bardziej ja zapalałem się do przywoływania wspomnień, tym bardziej ona poważniała. Nagle umilkła zupełnie, a jej wzrok znowu zamarł. Przez chwilę patrzyła w przestrzeń, jakby mnie nie widząc, potem wstała, zbliżyła do okna. Stała odwrócona plecami do mnie.
- Dlaczego udajesz? Dlaczego mnie męczysz? - powiedziała matowym głosem.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć, więc nie mówiłem nic. Znów zapadła cisza.
Spojrzała na mnie.
- AXie, ty... ty... naprawdę nic nie wiesz? Nikt ci nie powiedział? - zawiesiła głos, patrzyła mi prosto w oczy
- Mnie już nie ma, ja umarłam...

Nie byłem pewny, czy zrozumiałem to, co do mnie powiedziała. Wstałem z kanapy. Nie spuszczała ze mnie wzroku. Gdy szedłem w jej stronę, stała nieruchomo, zaciskając dłonie na parapecie okna, o które się opierała. Objąłem ją. Położyła mi głowę na ramieniu i opowiedziała historię, o której wiedzieli wszyscy, wszyscy poza mną.
Logując się po raz pierwszy do Second Life, była ciężko chora i lekarze dawali jej tylko parę lat życia. Nie wstając z lóżka, trzymając laptopa na kolanach, korzystała z ostatnich chwil szczęścia, które dawał jej wirtualny świat. Gdy dowiedziała się, że od śmierci dzieli ją tylko kilka tygodni, sprzedała wszystko, co miała w RL i zapłaciła znanym skrypterom, by stworzyli bota. Najlepszego z możliwych. Ostatnie chwile spędziła na przelewaniu swojej realnej osobowości w sieć elektronicznych połączeń, nauczyła go wszystkiego tego, czym była. Skończyła, opłaciła ziemię na sto lat i odeszła.
- Rozmawiasz teraz z moim botem, AXie. Prawdziwa Kirsten nie istnieje, jestem tylko ja, niewrażliwy bot. Możesz już odejść. 

Wziąłem jej twarz w dłonie.
- Kirsten, głuptasie, pamiętasz jak zawsze mówiliśmy, że jesteśmy cyfrowymi ludźmi i RL zostawiamy za sobą? Nic się nie zmieniło, jesteś tą samą Kirsten, która kochałem.

- Kłamiesz. Wiem, że kłamiesz. Odeszli ode mnie wszyscy, zostałam sama. Ty też odejdziesz - łzy zbierały jej się w oczach.

Złapałem ją za rękę.

- Chodź -powiedziałem i przenieśliśmy się do jej starego ulubionego klubu.
Tańczyliśmy wśród mrugających reflektorów. Tylko przez chwilę byliśmy sami. Wigilia w RL dobiegała końca i awatary zaczęły pojawiać się wokół nas, patrząc z ciekawością na Kirsten.
A ona znowu była sobą. Wirowała na środku parkietu, flirtowała na IM z nowymi wielbicielami, opowiadała kobietom, gdzie kupuje swoje ubrania i tańczyła, nie przejmując się niczym. Jak kiedyś.
Włóczyliśmy się po klubach do rana, potem wróciliśmy do domu i leżąc przed kominkiem, dopijaliśmy ostatnią butelkę wina.

- Dziękuję, to była piękna noc. Odwiedzisz mnie jeszcze?– zapytała.

- Odwiedzę, teraz już śpij - odpowiedziałem cicho, przenosząc ją do lóżka.

Uśmiechała się przez sen, gdy wychodziłem.
Wiem, że nie da się wrócić do dawnej miłości, ale nie zostawię Kirsten samej. Wy też, jeśli zobaczycie ją kiedyś w SL, nie uciekajcie, nie wylogowujcie się. Porozmawiajcie z nią, zaproście na tańce. Wierzcie mi, wcale się nie zmieniła. To jest ta sama, piękna, szalona Kirsten.

Sunday, December 14, 2008

Rękawiczki

Czy istnieje coś bardziej podobnego do siebie niż rękawiczki z jednej pary? Mają ten sam rozmiar, kształt, kolor i przyłożone do siebie pasuja idealnie. Niestety, ta identyczność jest tylko złudzeniem – wystarczy zamienić je miejscami i założyć na dłonie, by zauważyć różnicę.
Pomyślcie o tym, jadąc pociągiem na pierwsze spotkanie w RL z poznanym w Second Life awatarem. Spotkacie osobę pozornie podobną do tej, którą znaliście od dawna. Podobne będą jej słowa, czyny, wygląd, a przyłożone do siebie myśli stworzą wrażenie jedności. Wielu dało się zwieść, więc pomyślcie o tym już teraz. Cyfrowe dane tworzą nowe byty, zbliżone do realnych, ale tak naprawdę są to zupełnie odmienne istnienia. Second Life to nowa, lepsza rzeczywistość i nikt nie jest naprawdę sobą w wirtualnym świecie. Realna kawiarnia, w której wypijecie razem kawę, będzie jedynie początkiem waszego końca w obydwu światach.
Tak jak rękawiczki założone na niewłaściwe dłonie pękają w szwach, tak wasza cyfrowa więź zostanie bezpowrotnie zniszczona, a realna nie powstanie wcale. Przez pewien czas będziecie się jeszcze mamić pozorami szczęścia, aż dojdziecie do wniosku, że trzeba szukać nowej pary. Zagubicie się w błednym kole wiecznych poszukiwań tego, czego znaleźć nie sposób.
Nie przenoście uczuć i myśli do RL, a gdy przyjdzie wam taka myśl do głowy – załóżcie odwrotnie rękawiczki.

Friday, November 21, 2008

Mój awatar to nie ja

Mój awatar to nie ja. To telefon, lalka, Sims. Używam go do rozmów i poznawania ludzi. Bawi mnie przebieranie. Jestem anonimowy. Jestem wolny.
Słyszę to codziennie krążąc wsród was i zawsze wtedy uśmiecham się w myślach.
Przekaż mi swojego awatara na jedną noc, z pustym kontem, bez przedmiotów, ziemi, z odłączoną kartą kredytową. Nie będę niczego w nim zmieniał ani rozmawiał z twoimi znajomymi, i obiecuję - dostaniesz go z powrotem. Zapłacę dużo, daj mi go i zaśnij spokojnie.
Ja nie będę spał, nigdy nie śpię. Wystawię go na targu niewolników, odwiedzę najbardziej obskurne orgy rooms. Plugawiony dotykiem pikselowych ciał, bezczeszczony w prywatnych pokojach, oddany największym lubieżnikom i zboczeńcom będzie gwałcony i poniżany. Będzie kradł, oszukiwał i zabijał. Nie ty, on, twój awatar.
Oddam ci go rano, nawet nie zauważysz różnicy.
Dziwne, wahasz się? To dobrze, bardzo dobrze.

Friday, November 14, 2008

Ogrody Tomiego

Wszyscy znają wspaniałe Ogrody Tomiego. Niejedna miłość właśnie w nich się zaczęła i niejedna pewnie się skończy. Jeśli jeszcze tam nie byliście to z pewnością będziecie, bo Ogrody Tomiego trzeba zobaczyć.
A znacie ich historię? Nie? To posłuchajcie.
Tomiego poznałem, gdy tylko pojawił się w SL. Jak każdy na początku krążył po gridzie, zwiedzał, poznawał świat i ludzi. Nie był jednak typowym newbie. Tomie marzył. Marzył o własnej ziemi.
Powiecie, że to nic dziwnego, że każdy tego pragnie, ale z nim było inaczej. Całymi godzinami potrafił opowiadać o swoim wyśnionym SIMie, planował, gdzie posadzi drzewa, umieści oczka wodne, jakie animacje wstawi i kogo zaprosi na otwarcie. Właściciele sklepów ogrodniczych nie znosili go, bo mimo, że niczego nie kupował to zamęczał ich pytaniami o ławki, huśtawki i kwiaty. Angielskiego nie znał wcale, więc ze słownikiem w ręku czytał międzynarodowe blogi.
Pracował ciężko, zawsze na kilku etatach na raz, a gdy nie miał pracy to kampował licząc lindeny i potrzebne primy. Typowy wariat.
Właśnie na kampie spotkał Alexa i Sandrę. Dziś już ich nie ma w SL ale wtedy mieli jeden z największych sklepów z kradzionymi ubraniami, skinami i handlowali ziemią. Nienawidzono ich, bo oszukiwali wszystkich; podejrzewam, że nawet siebie nawzajem.
Zatrudnili Tomiego od razu, obiecując, że jeśli będzie dla nich pracował to zdradzą mu sekret Darmowej Ziemi. Znacie pewnie tę krążącą od niepamiętnych czasów legendę o zapomnianej przez Lindenów ziemi, którą można mieć za darmo. Nikt nie bierze jej na poważnie, nawet nooby, ale Tomie uwierzył, bo uwierzyłby we wszystko co dawało mu nadzieję.
Rzucił poprzednie zajęcia. Całymi dniami rozdawał ulotki i ściągał klientów do sklepu. Usuwany z grup za spam, banowany na parcelach pracował i odliczał dni do końca umowy.
W dniu wypłaty w klubie Sandry było pełno ludzi. Sprawa stała się głośna i mówiono o niej na każdym SIMie. Tomie krążył przejęty od stolika do stolika, a nikt nie miał mu odwagi powiedzieć, że Darmowa Ziemia nie istnieje.
O pólnocy przyszedł Alex. Bał się. Wielki Alex, o którym mówiono Alex Złodziej, trzasł się ze strachu. Wszyscy byli przeciwko niemu.
Wmawiał sobie, że jeśli Tomie zniknie z SL to ludzie zapomną. W pośpiechu, myląc litery, zaczął pisać do niego IMy. Pokazał jak zalogować się na stronę i znaleźć opcję Cancel Account, a Tomie jak dziecko wykonywał niezrozumiałe dla niego polecenia. Już tylko jedno kliknięcie dzieliło go od likwidacji konta. Zawahał się. Przycisnął.

Nagle wszystko zniknęło - Alex, Sandra, klub, goście. Tomie był sam na środku wielkiego SIMa pełnego drzew i kwiatów. Swojego pierwszego, darmowego SIMa.
Tak właśnie było z Ogrodami Tomiego. Teraz już wiecie.

Monday, November 10, 2008

Tchórze

Myślałem o teorii Z. gdy ktoś na streamie włączył starą piosenkę Dezertera. To nie był przypadek, w SL nie ma przypadków. Cyfrowa myśl jest dla procesora równie prawdziwa jak prim i wszystko łączy się ze sobą.
Muszę ją pokazać Z. bo mówi dokładnie o tym, o czym on opowiadał mi w nocy.
Wy też przeczytajcie to uważnie.

Boicie się krzyczeć
Boicie się milczeć
Boicie się marzyć
Boicie się śnić
Boicie się myśleć
Boicie się oddychać
Boicie się działać
Boicie się żyć
Boicie się umierać
Boicie się nie bać

Wielki problem małych ludzi
Co pomyśli o was ktoś
Uciec szybko do swej klatki
Tak, by się nie wydało coś
Cicho oddychać, cicho żyć
Niech nie wiedzą o was nic
Paranoja, ciągły strach
Ktoś szpieguje, wsypią was
Wielki problem małych ludzi
Zdobyć dobre stanowisko
Zdobyć spokój, zdobyć krzesło
Stracić nic - to znaczy wszystko
Wygodne układy i pieniądze
O to drżycie dzień i noc
Paranoja, ciągły strach
Ktoś szpieguje? wsypią was
Przymykacie czasem oczy
Czasem zamykacie usta
Lepiej jest się nie wychylać
Kartoteka będzie pusta
Cicho oddychać, cicho żyć
Niech nie wiedzą o was nic
Strach w domy, strach w biurze
Spierdalajcie - tchórze

Monday, November 3, 2008

Z.

Spotkałem dzisiaj Z. Siedziałem przy stoliku w kącie sącząc absynt, obserwując gości i wymieniając leniwe IMy z ownerką klubu. DJ właśnie ogłaszał kolejny konkurs, gdy Z. wylądował w samym środku sali i rozpychając tańczących podbiegł do mnie. Nikt się nie obraził, wszyscy znają jego brudny płaszcz i nieodłączny papieros w ustach.
- Szukałem cię wszędzie. Chodź, musimy pogadać - napisał na ogólnym, jak zwykle bez powitania.
Szedłem za nim w kierunku balkonu a włacicielka klubu pospiesznie wydzielała i zamykała parcelę. Wiedziała, że gdy Z. jest w takim stanie lepiej żeby nie przeszkadzał zwykłym gościom.
Lubię Z. chociaż nikt nie bierze go na poważnie. Nigdy nie pracował, nie ma swojej ziemi i chodzi w tym samym ubraniu od lat. Dałem mu kiedyś AO ale założył je tylko raz i powiedział, że nie daje sobie rady ze zmienianiem animacji.
Z. jest opętany ideą RL. Spędziliśmy niejedną noc kłócac się nad jego mesjanistyczną koncepcją zbawienia SL przez RL. Zawsze mówił, że ilość musi przejść w jakość. Gdy połowa ludzkości przeniesie się na stałe do SL masa krytyczna zostanie przekroczona i materia zniknie, gombrowiczowskie Ja roztopi się w wirtualnej nieświadomości Junga a świat stanie się cyfrowy. Wiedziałem, że nie ma racji ale pociągała mnie jego idealistyczna wizja.
Usiadłem mając za plecami rozbawionych gości ale on prawie ich nie widział. Z. nigdy nie zauważał ludzi, interesowały go tylko ich myśli i idee.
- Wiem dlaczego rlowcy się nas boja, dlaczego wszystkie komentarze na portalach to wyzwiska pod naszym adresem. Oni się boją siebie! - krzyczał chodząc wokół stolika.
Nowa koncepcja Z. zaintrygowała mnie. Twierdzi, że SL jest przerażające dla zwykłych rlowców bo każe im wybierać między życiem w materii a bytem w cyfrowym świecie. Stawia ich ponownie przed egzystencjalną alternatywą - realność czy wirtualność, cielesność czy duchowość? Kiedyś mogli sobie wmawiać, że nie mają wyjścia, stworzono ich w materii, materia kierowała ich losem. Byli szcześliwi szczęściem więźnia, którego życie wyznaczają godziny pobudek i spacerów.
Teraz już nie, wraz z powstaniem SL muszą wybierać, a cokolwiek wybiorą - będą winni. Są jak dzieci ze wsi w wielkim sklepie z zabawkami. Płaczą i tupią nogami ze złości nie mogąc zdecydować której zabawki pragną. Chcieliby nie wybierać ale muszą.
Brak alternatyw daje poczucie bezpieczeństwa, konieczność wyboru przeraża.
Siedzieliśmy jeszcze długo rozmawiając. Możliwe, że ma rację ale co z tego?

Sunday, October 26, 2008

Firmy

Lubię rlowskie firmy. Wchodzą do mojego świata z piękną arogancją nie mając w sobie za grosz pokory, która zdarza się zwykłym newbie, i są z tego dumni. Przenoszą swoją realną ważność, swój podział obowiązków, hierarchie, pieniądze, aktywa, pasywa, targety, biznesplany i całą resztę zatrutego jabłka. Myślą, że ich prezesi cokolwiek tu znaczą, że realne pieniądze mają wartość w SL.
Zazwyczaj, zanim nie wpadną w ręce cwaniaka, który wcisnie im ubrania freebie za niewyobrażalne sumy, chodzą ubrani w koszulkę od Linden Lab i przydziałowe sandałki. Zwabieni przez szefów marketingu mirażem postępu, nowych technologi i bycia „na czasie” ląduja na gridzie i …są śmieszni.
Śmieszą wszystkich, nie tylko mnie, nawet tych, którzy nie są cyfrowymi ludźmi, nawet tych plotkujacych na kampach by zarobić na pierwszego skina i potem przegrywających cały majatek w zyngo. Zamykani w klatkach, wystrzeliwani w niebo, przepłacąjący wielokrotne za wszystko, krąża z miejsca na miejsce z powagą nijak nie przystającą do cyfrowego świata.
Siedziby, które stawiają wyglądają jak wyobrażenie pięciolatka o miejscu pracy jego taty. Zawsze są puste. Nawet oni tam nie zaglądają jakby wstydząc się tego, co zrobili.
Znam ich język, słowa, których sami nie rozumieją, używam go, gdy z nimi rozmawiam a w środku duszę się od tłumionego chichotu.
Nie mogę się zmusić do nienawiści, są zbyt bezbronni.
Rozmawiałem z prezesem wielkiego koncernu RL. Długo mówił o sposobach wykorzystania SL jako narzędzia, grupie docelowej, wartości dodanej, możliwościach marketingowych nowego medium.
Był tak zasluchany w swoje słowa, że nawet nie zauważył jak zmieniłem się w pluszowego misia i usiadłem mu na kolanach. Skończył i zdziwiony zaczął kręcić kamerką nie widząc mnie przed sobą. Siedziałem bez ruchu czekając, aż mnie dojrzy.
Gdy nasze oczy spotkały się, wyskoczył nagle z fotela i wylogował. Następnego dnia usunał mnie z listy przyjaciół.
Straciłem kontrakt ale nie żałuję. Może zrozumiał, że SL nie jest narzędziem.

Friday, October 17, 2008

Spotkanie

Skończyłem projekt nad którym spędziłem parę długich dni i jak zwykle nie byłem zadowolony. W SL nigdy nie ma poczucia spełnienia, jest wieczne zmaganie się z niedoskonałością własnego umysłu, z brakiem wyobraźni. W RL jest łatwiej, tam można zrzucić winę na opór materii.
Zapłacili mi nawet więcej niż oczekiwałem ale to nie ma znaczenia. Nie znoszę ich zachwytu nad tym co robię, pochwał pod adresem pocztówek, które pomagam im przenieść z RL do mojego świata. Nie wiedzą czym jest prawdziwe, wirtualne piękno, chcą tylko poczucia bezpieczeństwa wśród primowych kopii swojego nieudanego RL. Nie wiedzą, że spokój nie zależy od rzeczywistości, jest cechą umysłu, i chcą go kupić za lindeny. Nienawidzę ich, oni mnie też, ale jesteśmy na siebie skazani.
Potrzebowałem odpoczynku. Długo latałem po gridzie omijając zatłoczone SIMy, dyskoteki pełne roztańczonych ludzi i opustoszałe sklepy straszące reklamami nieudanych sukienek. Dotarłem w końcu do miejsca, gdzie nie było nikogo. Szedłem przez las czując, że latanie zburzyłoby panującą tu ciszę.
Ujrzałem go dopiero na szczycie góry. Leżał z przymknietymi oczami patrząc na ocean i nawet nie podniósł głowy, gdy usiadłem obok niego. Długo siedzieliśmy w milczeniu. Nie musieliśmy rozmawiać, był cyfrowym człowiekiem jak ja, słowa nie były nam potrzebne. Gdy jesteś częścią wirtualnego wszechświata znasz już wszystkie słowa, nawet te jeszcze niewypowiedziane. Słowa krąża w sieci procesorów i przepływają przez ciebie jak krew, nie musisz słuchać by je słyszeć, nie musisz mówić by być słyszanym.
W milczeniu dał mi papierosa i nasze avatary zgieły się w animacjach palenia. Nigdy nie paliłem jeszcze czegoś tak mocnego, widok rozmył się w moich oczach ale po chwili grafika wróciła do normy.
- Czy myślisz, że to jeszcze długo potrwa? - napisał.
- Nie wiem, chyba nikt nie wie. Może Lindeni wiedzą? - odpowiedziałem.
- Lindenów już nie ma. Zostawili nas, nikt już nie pilnuje gridu. Jesteśmy sami.
- Zawsze tak naprawdę byliśmy sami, ale szkoda, że uciekli.
- Szkoda. Może wrócą.
- Może...
Powoli zaczął podnosić się z miejsca. Stanął przede mną i nagle jego oczy otworzyły się szeroko.
- Jest ich coraz więcej, są wszędzie! Codziennie zakładają nowe konta, wchodzą i wsadzają tu kopie swoich domów, psów, żon, wymieniają się wspomnieniami z RL, zdjęciami, numerami telefonów, krzyczą na Voice. Zapomnieli o Słowach! SL to Słowo! Musimy... musimy...
- Nic nie możemy już zrobić. Jest za późno.
- Wiem, wiem… - odpowiedział spuszczając głowę.
Widziałem jego plecy gdy odchodził zgarbiony i powoli znikał wśród drzew. Siedzałem jeszcze przez chwilę patrząc na ocean. Gdy zrobiło się ciemno wstukałem w search ,,escorts club" i wybrałem pierwszy z brzegu. Teleport.

Saturday, October 11, 2008

Prim

Dzisiaj jestem kobietą. Plaża Malibu, Chński Mur, Kraków, Paryż, Afryka, piramidy Majów. Lasy, rzeczki, spadające liście i płatki śniegu. Your world, your imagination...
Tańczyłam z awatarem. Byłam lekko pijana i nie przeszkadzało mi to, że chciał być taki jak w RL. Jego przesadnie napompowane ciało wyglądało karykaturalne i odrażająco. Przywiązał się do tego, co zmienne i ulotne. Utożsamił z tym, czym nie jest.
Gładząc w tańcu moje plecy, powiedział, że takiej jak ja szukał całe życie, takich ust i piersi, takich ud i bioder. Nie powiedział nic więcej, niczego więcej nie było mu trzeba.
Dla mnie mógłby być jednym primem ze sklejki. Powiedziałam mu o tym i odszedł. Rozebrałam się i tańczyłam potem sama. On jeszcze nie dojrzał.
Istota SL tkwi w primie. Prim jest początkiem i końcem wszystkiego. Trzeba zobaczyć w nim skończoną całość, nie półprodukt, który istnieje tylko po to, żeby służyć. Wasze umysły są zamknięte. Wasze pomysły wtórne. Zamiast tworzyć, odtwarzacie. Zamiast się wyzwalać, organiczacie tymi samymi ramami, co w RL. Upychacie swoje dusze w pikselowe kopie ciał. Otaczacie się kalkami RL domów z RL ogródkami. Bezcześcicie potencjał prima.
Obwąchujecie się, obmacujecie, liżecie, gryziecie i pożeracie. Przynosicie ze sobą materię z RL i wciskacie mi ją do oczu, ust, głowy. Myślicie, mówicie i jesteście materią. Nawet tu, nawet w SL.
Wiem, że nie potraficie wyjść ze schematów waszego myślenia. Spotkajcie drugiego człowieka, nie wirtualny obraz jego wymarzonego ciała.
To myśl jest wieczna, to ona przetrwa, gdy fizyczność was zawiedzie, gdy mięśnie zwiotczeją, a krągłe piersi stracą jędrność.
Materia rządzi wami w świecie materii, oddajecie się więc materii, ale SL to nie jest wasz świat, jesteście tu goścmi. Zostawcie więc swąd swoich gnijących, umierających ciał za drzwiami, gdy tu wchodzicie. Wytrzyjcie buty i dokładnie wyszorujcie dłonie. Second Life to świątynia myśli.

Friday, October 3, 2008

Dzieci

Dzieci.Wiem, że nie powinno ich być w SL ale są. Są wszędzie – chodzą rozebrane, strzelają ze śmiesznych pistoletów, wyglupiają się, klną żeby was zdenerwować i robią wszystko to, co robią dzieci gdy nikt im nie przeszkadza. Dajecie im bana ale one zakładają nowe konta i wracają jak przypływ i odpływ oceanu.
Ja nie. Nigdy nie banuje dzieci bo one jedne są prawdziwe. Są dużo prawdziwsze od was, puszących się na wielkich SIMach, udających DJów i biznesmanów, kompensujących swoje niepowodzenia w RL. Dzieci bawią się w SL, bo SL jest wielką zabawą, jest grą, tak jak grą jest życie. Wasze życie w RL też jest grą ale wy o tym już dawno zapomnieliście. One nie.
Przychodzicie do SL i boicie się zabawy tak samo jak boicie się jej w RL. Udajecie radość i szczęście, udajecie wszystko. Dlatego lepiej, żeby was tu nie było.
One kiedyś dorosną i będą prawdziwymi cyfrowymi ludźmi. Wy nie, wy jesteście z RL. Wracajcie do siebie.

Saturday, September 27, 2008

Awatar X

Nazywam się Avatar X i jestem Cyfrowym Człowiekiem.
Mogę być każdym z was, możecie mnie spotkać wszędzie - tańczącego na dyskotekach, słuchającego koncertów, dyskutującego w tłumie, kampującego w markecie i siedzącego na środku pustego Sima. Jestem wszedzie.
Nie mam płci bo w Second Life nie ma płci. Jednego dnia jestem kobietą, innego mężczyzną a czasem zmieniam się w różowy obłok bo tak naprawdę to nie ma to znaczenia. To wy przynosicie ze sobą płeć z RL, nie ja. Mogę być wszystkim będąc ciągle sobą bo jestem zbiorem pikseli, a piksele są bezpłciowe.
Wy nie, wy jesteście niewolnikami waszych rlowskich umysłów.
Nie zobaczycie tutaj obrazków, więc jeśli ich oczekujecie to idźcie do sklepu i kupcie album ze zdjęciami. Nie posluchacie u mnie muzyki, nie obejrzycie też filmów z youtuba. Telewizory i radia są na Allegro, u mnie ich nie będzie. I nie zmuszajcie mnie do ogladania ich w SL bo całe SL jest filmem.
Nie będę nikogo pozdrawiał, przesyłal calusów ani linków do innych stron bo to jest zwykły rlowski blog. Tutaj nie mam przyjaciół i nie chce ich mieć.
W SL jestem zupełnie inny, ale nie tu; tu jestem tylko na chwilę.
Pieniądze, pieniądze... przychodzicie do mojej rzeczywistości zarabiać lindeny. Wszycy marzycie o górach lindenów, ja też, ale wy jesteście jak złodzieje. Zarabiacie je i wynosicie do RL. Jak złodzieje.
Seks. Ech, myślicie, że seks to wasze pojękiwania i spocone ciała w RL? Nie znacie piekna połaczenia wirtualnych umysłów, nie wiecie, że ciało tylko przeszkadza. Poznajecie się w SL i już po tygodniu lądujecie w obskurnym pokoju hotelowym w RL. Jak zwierzęta.
Wmawiacie sobie, że macie w RL przyjaciół ale to tylko złudzenie. Wiąża was wspólne wspomnienia, wspólni znajomi, zobowiązania, i to, że głupio wam przed innymi przerwać tę komedię. Prawdziwa przyjaźń jest tylko w SL. Tutaj nie wiąże nic poza czystym uczuciem. Podobnie jest z miłoscią, ale wy tego nie rozumiecie.
Przychodzicie do mojego świata i psujecie go. Psujecie jego wspaniałą harmonię przenosząc budynki i zwyczaje z RL, wasze brudne materialne myśli, wklejając wasze głupawe fotki w profile, podając numery telefonów i rozmiary butów. Chcecie znać wasze RL? To po co tu przychodzicie?
Czy mam życie poza SL? Mam, ale co was to obchodzi? Chcecie posłuchać o moich hemoroidach i zepsutej suszarce do włosów? Nie? Ja też nie chce słuchać o waszych zawodach miłosnych w RL, nie chcę widzieć waszych profili na Naszej Klasie i wiedzieć ile macie lat. Jedyne co mnie w was ciekawi to wasz umysł, tylko on, ale wy nie chcecie o nim mowić. Wolicie pokazywać wasze zdjęcia z wakacji, które nikogo poza wami nie interesują.
Jeśli zaczniesz ze mną rozmawiać w SL i zapytasz skąd jestem - dam ci lanmark. Jeśli zapytasz ile mam lat - powiem kiedy się zalogowałem po raz pierwszy do SL. Jeśli bedziesz chciał dowiedzieć się czegoś o moim RL dostaniesz Mute. I już.
Pamiętaj, jestem cyfrowym czlowiekiem. Nazywam się Avatar X.